Informacje

KWoC

Kazimierz Bober urodzony 16 lutego 1929 roku w Domaradzu na Podkarpaciu, syn Anieli i Piotra był piątym z kolei dzieckiem wśród sześciorga rodzeństwa. Po ukończeniu szkoły podstawowej w latach 1944-45 pobierał nauki w gimnazjum w Domaradzu.

Dobrze zapamiętał ten okres edukacji szkolnej, gdyż w tym czasie w jego szkole uczyło kilku nauczycieli z profesorskimi tytułami krakowskich uczelni. Jeszcze z innego powodu często we wspomnieniach wracał do tamtych lat. Koniec wojny, okres bezpośrednio po wojnie to była wielka bieda w rodzinnych stronach Kazimierza. Brak dobrych dróg, brak energii elektrycznej, brak możliwości znalezienia zatrudnienia, to wszystko spowodowało, że wraz z kolegą wyruszył wówczas w drogę do „lepszego świata”. Gimnazjum kończył w Środzie Śląskiej a liceum w Opolu, gdzie złożył maturę. Po maturze wyjechał do Łodzi, gdzie podjął pracę w firmie trudniącej się montażem prostowników. To z tej firmy w 1954 roku został oddelegowany do Zakładów Hutniczych „Bolesław”, gdyż w tym czasie jego macierzysta firma prowadziła montaż prostowników w budującej się elektrolizerni cynku.

Pozostał w Bukownie już na zawsze. W 1955 roku zawarł związek małżeński z Zofią z domu Szotek. W 1956 roku żona urodziła mu córkę Małgorzatę. Z czasem doczekał także wnuków (Joanna i Łukasz) oraz prawnucząt (Agata i Dorota).
Mieszkając w Bukownie wybudował dom, ale przede wszystkim nie zaniedbywał kształcenia. Ukończył studia na Wydziale Elektrycznym Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie a następnie szereg kursów zawodowych, między innymi: kurs z zakresu metanometrii stacjonarnej i urządzeń elektrycznych budowy przeciwwybuchowej, kurs z zakresu systemów zabezpieczeń linii energetycznych wysokich napięć a także kurs z zakresu zasilania w energię elektryczną elektrolizerni metali kolorowych.

Pracę zawodową w Zakładach Hutniczych „Bolesław” rozpoczął w sierpniu 1955 roku. Bezpośrednio przed przejściem do kopalni, przez dwa lata pełnił obowiązki kierownika Warsztatu Elektrycznego.
Po oddaniu do ruchu kopalni „Olkusz”, od 1 stycznia 1969 roku powierzono mu stanowisko sztygara oddziałowego Oddziału Elektrycznego. W ten sposób został przyjęty do górniczego stanu i już do końca górniczej profesji pozostał wierny. Po latach, gdy wspominał ten okres, mawiał: „Będąc już w dojrzałym wieku, tym bardziej szczycę się tym, że długi okres przepracowałem w górnictwie. Jestem w wyjątkowej sytuacji, gdyż moja najbliższa rodzina z tą dziedziną przemysłu nigdy nie miała nic wspólnego. Jedynie żona, będąc pracownicą „inwestycji”, z górnictwem zetknęła się i gdy rozmawiamy, wie o czym mówię. Jej mogę oszczędzić szczegółów, ale nie moim dzieciom i wnukom. Dla nich konieczny jest wykład z uwzględnieniem podstawowych pojęć i bliższym naświetleniem górniczej problematyki. Chcę im ją przedstawić własnymi zdaniami, pomimo że w szeregu opracowań już może zrobiono to lepiej”.
Wraz z przekazaniem do ruchu kopalni „Pomorzany”, w randze osoby wyższego dozoru ruchu elektrycznego, objął stanowisko nadsztygara elektryka, a od 1977 roku nadsztygara ds. metanometrii stacjonarnej i urządzeń elektrycznych budowy przeciwwybuchowej. Na tym stanowisku pracował do końca aktywności zawodowej. A stanowisko to było całkiem nową pozycją, dotychczas nie znaną w schemacie organizacyjnym olkusko-bolesławskich kopalń. Wprowadzono je po pamiętnym, tragicznym wydarzeniu, jakim był wybuch metanu w kopalni „Pomorzany” w dniu 1 października 1977 roku. Zginął wówczas sztygar oddziałowy Oddziału Maszynowego Szyby i Dół. Kopalnia została przeklasyfikowana i zaliczona do metanowych zakładów górniczych a wiązało się to z koniecznością rozwiązania szeregu problemów nieznanych dotychczas górnikom rudnym. Wiele z nich spadło bezpośrednio na barki osoby wyższego dozoru ruchu elektrycznego, które to stanowisko obarczono dodatkowym zakresem obowiązków.

Kazimierz Bober z zapałem podjął temat i sprostał wyzwaniu. Był osobą niezwykle komunikatywną, otwartą, z łatwością nawiązującą pozytywne relacje, w tym przypadku przede wszystkim z pracownikami Okręgowego Urzędu Górniczego. W kontaktach z inspektorami i departamentem prawnym urzędu potrafił swobodnie podejmować rozmowę, polemikę, bronić stanowiska kopalni, co w konsekwencji po latach doprowadziło do zluzowania rygorów. Na emeryturę odszedł z końcem września 1990 roku, kiedy wszystko już było na dobrej drodze, wiodącej do końcowego sukcesu, jakim miała być decyzja Okręgowego Urzędu Górniczego w Sosnowcu skreślająca kopalnię z rejestru kopalń metanowych. Następcom pozostało dopełnić dzieło i cieszyć się z wyniku.

A toto motto życiowe Kazimierza, które sam zapisał: 1º - Cokolwiek uczyniłem w życiu to z własnej woli i według zasady „licz tylko na siebie”, uczyniłem. 2º - Całe moje życie przebiegało w sytuacjach ściśle określonych, a więc: Nauka, Praca i Rodzina. 3º - We wszystkich wydarzeniach, sytuacjach życiowych i problemach nie zapominałem o tym jak ważny jest zespół ludzi, z którymi się pracuje i relacje z nimi.
Kazimierz był człowiekiem, który cieszył się z cudzych sukcesów, niczego nikomu nie zazdrościł, był osobą wyjątkowo skromną i pokorną wobec Dzieła Stworzenia. Świeżo w pamięci mamy jego dar wymowy. Pięknym językiem potrafił opowiadać przeróżne historie z życia wzięte. Mówił składnie i potrafił swą mową zachwycać słuchacza.

Odszedł od nas cicho, spokojnie, niespodziewanie. Mówią, że na taką śmierć trzeba sobie zasłużyć. Jego odejście jest wielkim ciosem nie tylko dla najbliższych, ale także dla społeczności zakładowej i miasta Bukowno. Wiele miał jeszcze niezrealizowanych pomysłów, a i my także wiele od niego jeszcze oczekiwaliśmy. Pomimo tych może nie dokończonych dzieł, niespełnionych marzeń śmiało można dzisiaj stwierdzić, że należycie wykorzystał dar czasu, który otrzymał od Stwórcy.

A teraz refleksja osobista. Nie wiem czy mogę tak powiedzieć, ale zaryzykuję – był moim o dwadzieścia lat Starszym Przyjacielem. Chyba mogę, bo niejednokrotnie dawał mi dowód swojej przyjaźni, ciągle i przy każdej okazji zapraszał do siebie. Opowiadał wiele o ludziach ważnych historycznie, ale także o tych, których znał osobiście a szczególnie dużo o bliższej i dalszej rodzinie. Jego zwierzeń można było godzinami słuchać. Ciągle namawiał do pisania. Bywałem w jego dużym przydomowym sadzie, skąd pozwolił, a nawet nalegał, aby zabierać tyle owoców, ile tylko bagażnik samochodu może pomieścić. Corocznie jesienią zapraszał na dorodne opieńki, które masowo pleniły się w jego ogrodzie.

Odpoczywaj w Pokoju, Przyjacielu…

Kazimierz Bober zmarł 8 marca 2024 roku. Pożegnany przez grono przyjaciół w Olkuszu, spoczął na Cmentarzu Grabiszyńskim we Wrocławiu.

Wspominał: Jan Ryszard Chojowski