Informacje

KWoC

Nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że dzięki podziemnemu bogactwu ukształtował się nasz świat, powstało nasze dzisiejsze miejsce na Ziemi. Dzięki srebronośnej rudzie galenowej a następnie rudzie cynkowo-ołowiowej i górniczej ciężkiej pracy zbudowano domy, kolonie robotnicze, obiekty użyteczności publicznej a także sakralne i łączące je drogi oraz, przede wszystkim, uformowało się społeczeństwo. Rodziny górnicze zamieszkujące obszar pomiędzy Olkuszem a Sławkowem, swoją egzystencję opierały na bezpieczeństwie ekonomicznym, jakie górnictwo w mniejszym bądź większym stopniu zapewniało.

Z pracą w tutejszych kopalniach swoją przyszłość wiązało wielu miejscowych od pokoleń, ale także przybysze z okolic bliższych i dalszych, którzy na przestrzeni wieków albo dojeżdżali do pracy, albo osiedlali się na stałe i swój los wiązali z górnictwem. Ekonomiczne realia spowodowały, że obecnie nasz rejon staje się rejonem „pogórniczym”, jednak świadomość ogromnej wartości robotniczego dziedzictwa towarzyszyć powinna następnym pokoleniom. Ponieważ ciąży na nas obowiązek zachowania pamięci o unikatowej górniczej przeszłości rejonu olkusko-bolesławskiego próbujemy na różne sposoby tę pamięć zachować i przyglądać się górniczej tożsamości oraz wielu fenomenom górniczej kultury. Jej bogactwo oraz zmienność są wystarczającą motywacją do pielęgnowania pamięci o górnictwie.


Kaplica p.w. św. Barbary w Tłukience. Pierwsze lata XXI wieku (fot. archiwum własne)

W ostatnim okresie dało się zaobserwować jakby wzmożone, w każdym razie większe, zainteresowanie kaplicą w Tłukience. Artykuł redaktora Pawła Mocnego na łamach Gazety Krakowskiej, tekst w czasopiśmie Nasza Politechnika a także wpisy użytkowników forum Strażnicy Czasu, to tylko przykłady zaangażowania w kwestie z tym obiektem związane. O tym dziele robotniczych/górniczych rąk pisze się z mniejszym bądź większym zachwytem choć przecież nie jest to arcydzieło, wielkie osiągniecie myśli architektonicznej.
Kaplicę lustrowały nie tylko przypadkowe osoby, ale także osobowości zajmujące ważne stanowiska, pełniące ważne funkcje. Wymienić tu należy Małopolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków panią dr hab. Monikę Bogdanowską czy chociażby kierownika Zakładu Odnowy Miast Politechniki Krakowskiej dra hab. inż. arch. Bogusława Podhalańskiego. Po tej wizycie Kopalnię Wiedzy o Cynku, a przy okazji kapicę (a może odwrotnie to było) odwiedziła mgr inż. arch. Olga Kania z Politechniki Krakowskiej wraz z przebywającą w Polsce w ramach programu „Erasmus” grupą studentów z różnych krajów. Efektem tego ostatniego spotkania były opracowania, których tematem było nadanie kaplicy nowej funkcji po jej desakralizacji. Ale na tym nie koniec. W renowację niektórych elementów wyposażenia odzyskanych w 2013 roku z kaplicy zaangażowana była mgr Barbara Budziaszek z Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Co w takim razie nam wiadomo o kaplicy w Tłukience, którą świętej Barbarze poświęcono.


Ołtarz św. Barbary w kaplicy w Tłukience (fot. z albumu rodzinnego T. i A. Piaskowskich)

Ta budowla powstała z dostępnych w lokalnych warunkach materiałów, przede wszystkim kamienia. Postawiona bez specjalnych projektów architektonicznych jest świadectwem tożsamości kulturowej miejscowego społeczeństwa, wynikającej z trwającej ponad siedemset lat ścisłej koegzystencji okolicznych miejscowości i prowadzonej na ich terenach działalności górniczej. Dlaczego budowlą nazywamy ten obiekt budowlany? Z prostego powodu, to jest pomnik czegoś ważnego, choć nieformalny, to zabytek prawie.

Kaplica, jako kościółek jednonawowy, została wybudowana w XIX wieku (niektórzy podają rok – my nie mamy pewności, więc nie powielamy tych przypuszczeń). W bezpośredniej bliskości kopalni „Ulisses”, staraniem górników została postawiona. Nie dziwmy się zatem, że doszukiwać się będziemy górniczej inspiracji w każdym elemencie wyposażenia a najdrobniejsze nawet poszlaki spróbujemy dopasować do otaczającej nas rzeczywistości. Kaplica należała i nadal należy do bolesławskiej parafii, jednak jaka była jej rola w tej strukturze organizacyjnej, trudno dzisiaj powiedzieć. W każdym razie, w warunkach zaborów ją wznoszono, przetrwała I wojnę światową, okres międzywojenny, kryzys ekonomiczny przełomu lat dwudziestych i trzydziestych, II wojnę światową i doczekała powojennego okresu gospodarki socjalistycznej. Ten ostatni okres był okresem jej wzlotu i upadku.

Rok 1957, to rok dla kaplicy wyjątkowy z dwóch powodów. Po pierwsze, rozpoczął się nowy rozdział w funkcjonowaniu kopalni „Bolesław”. (Ta nowa powstała z połączenia dawnej starej z równie starą kopalnią „Ulisses”). Ten nowy rozdział to przede wszystkim intensyfikacja wydobycia rudy, gdzie ilość była priorytetem a jakość pozostawała na drugim planie. Po drugie, na skutek zamieszek na tle religijnym parafia rzymskokatolicka utraciła kościół na długie osiemnaście lat. W tym czasie kaplica w Tłukience prawie że nobilitowana została do roli świątyni parafialnej. Okres wzlotu nie trwał długo, już pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku dało się odczuć skutki podziemnych robót górniczych – budynek drżał w posadach. Z czasem nabożeństwa zaczęto przenosić do prywatnych domów w Bolesławiu, Krzykawie i Bukownie Starym, a w końcu także do namiotu postawionego na cmentarzu grzebalnym. Ostatecznie swą nową funkcję kaplica utraciła w 1975 roku, kiedy to parafia odzyskała kościół. Od tego momentu pozostawała na uboczu i praktycznie nie była używana do celów zorganizowanego kultu religijnego. Jej los został przesądzony gdzieś w dekadzie lat osiemdziesiątych XX wieku. Wtedy to zapadła decyzja o konieczności jej wyburzenia. Zakłady Górniczo-Hutnicze „Bolesław” w ramach odszkodowania wypłaciły określoną kwotę i ona miała być rekompensatą dla parafii za utracone mienie. (Nam trudno dzisiaj dotrzeć do jakichkolwiek dokumentów na ten temat). W każdym razie… Z ustnego przekazu wynika, że z części uzyskanych środków została wybudowana nowa kaplica w Laskach (jej konsekracja miała miejsce 15 czerwca 1995 roku). Chyba cudem można nazwać okoliczność, że kaplica nadal stoi. Lecz, czy się ostanie – któż to wie.

25 lutego 2013 roku grupa parafian wraz z proboszczem księdzem Sylwestrem Kulką dokonała szczegółowej lustracji opuszczonej i nieużytkowanej kaplicy w Tłukience. Na pierwszy rzut oka było widać, że była ona jeszcze częściowo przynajmniej wykorzystywana w czasie, gdy na Stolicy Piotrowej zasiadał papież Jan Paweł II. Świadczyło o tym kilka jego portretów, obrazków i wycinków prasowych zawieszonych między innymi na tablicy ogłoszeń znajdującej się w przedsionku. Skoro początek pontyfikatu przypadał na rok 1978 to wynika z tego, że przynajmniej od tego czasu kaplica jest nieczynna.


Wnętrze opuszczonej i nieczynnej kaplicy w Tłukience. Rok 2013 (fot. archiwum własne)

Przeszukanie pozostawionych w niej sprzętów pozwoliło ujawnić kilka cennych rzeczy, normalnie nie rzucających się w oczy. Zdziwienie było, gdy okazało się, że ławki stanowiące wyposażenie są w całkiem dobrym stanie. One zostały odnowione i przeniesione do kościoła w Bolesławiu. Te zastąpiły stare wysłużone fotele kinowe ustawione pod chórem.


Ławki i na ścianie Droga Krzyżowa, stanowiące wyposażenie kaplicy (fot. archiwum własne)


Pochodzące z kaplicy w Tłukience, odnowione ławki w bolesławskim kościele (fot. archiwum własne)


Dokument-prośba (fot. archiwum własne)

Zachował się oprawiony w ramę dokument-prośba księdza Stanisława Prochota (w latach 1958-61 pełnił funkcję wikariusza, gdyż władze państwowe nie wyraziły zgody na probostwo) wystosowana do papieża Jana XXIII o treści: „Ojcze Święty Ks. Stanisław Prochot ze swoją wielką rodziną Bolesławską, najpokorniej upadając do stóp Waszej Świątobliwości błagają o Błogosławieństwo Apostolskie z odpustem zupełnym na godzinę śmierci, nawet i wtedy, gdy nie mogąc się wyspowiadać i przyjąć Komunii Świętej skruszeni zawezwą ustami lub sercem Najświętsze Imię Jezus”. Od tego dokumentu zacznijmy prezentację znaleziska. Dokument ten o historycznym znaczeniu uzyskał aprobatę Watykanu w dniu 18 sierpnia 1958 roku. Tłumaczenia łacińskiego tekstu, zamieszczonego pod prośbą, na zlecenie wicedyrektora Wyższego Seminarium Duchownego w Częstochowie księdza Konrada Kościka, dokonał znawca łaciny i brzmi ono: "Ojciec Święty łaskawie przychylił się do próśb. Z pałacu watykańskiego, 18 sierpnia [chyba tam jest skrót Aug, czyli augusti] 1958". Ten dokument świadczy o wielkim poczuciu odpowiedzialności bolesławskiego księdza za przewinienia tutejszej wspólnoty wierzących, które doprowadziły do rozbicia parafii w 1957 roku.


Portatyl zamknięty w obudowie drewnianej, opisanej i opieczętowanej pieczęcią biskupa Tomasza Kulińskiego (fot. archiwum własne)

Ale w kaplicy odnaleziono jeszcze coś bardzo ważnego. Był to przenośny kamień zawierający święte relikwie. Zasadą jest, że taki kamień, tak zwany portatyl, umieszcza się w płycie ołtarzowej. Ta płyta to tak zwana mensa – najistotniejsza część ołtarza. Na niej składana jest Przenajświętsza Ofiara. Tradycja mówi, że powinna być kamienna. Jeśli natomiast ołtarz wykonany jest w drewnie, to mensa na środku posiada czworokątne zagłębienie tak zwane sepulcrum (grób). Do tego zagłębienia wkłada się portatyl. Kamień ów zawiera święte relikwie szczelnie zamknięte i opieczętowane przez biskupa. Relikwie złożone w ołtarzu muszą pochodzić z kości przynajmniej dwóch świętych, w tym co najmniej jedna z ciała męczennika. Znalezione kamienie (były ich dwa) zawierają relikwie świętych Klemensa i Feliksa i opatrzone są pieczęciami biskupa Tomasza Kulińskiego z 1882 roku. Były wbudowane w ołtarz bądź ołtarze stanowiące wyposażenie kaplicy. Są to niezupełnie kwadratowe płytki o wymiarach 27,5 x 28,5 (29,0) cm, z obudowanymi bokami i częścią spodnią. Ta obudowa to drewniane deseczki. Spód wykonany jest z deski dzielonej, ale to nie ma większego znaczenia, bo równie dobrze mogła ona być całością. Boki stanowią listwy szerokości takiej, jak gruby jest kamień. W spodniej desce centralnie wycięto prostokątny fragment biegnący od krawędzi i odsłaniający środek kamienia. W tym właśnie środku kamienia wydłutowane jest gniazdo. Wyciętą część deski uzupełnia zasuwka z zamkiem umieszczonym przy krawędzi bocznej kamienia i plombą z odciśniętą pieczęcią biskupa na jej drugim końcu. Zasuwka zakrywa gniazdo. Na płycie, nad pieczęcią, znajduje się napis wykonany czarnym tuszem w języku łacińskim: „Anno Domini 1882 die .... januari. Ego Thomas Kuliński Epi(sco)pus Satalensis Vicarius Apostoliceus Kielcensis conseceri altare hoc portatille et reliquias Sanctorum Martyrum Felicis et Clementis eo inclusi Sigilloque meo munivi” co w luźnym tłumaczeniu znaczy: „W Roku Pańskim 1882 dnia .... stycznia. Ja Tomasz Kuliński Biskup Pomocniczy Wikariusz Biskupstwa Kieleckiego konsekruję ołtarz z jego portatylem i relikwiami świętych męczenników Feliksa i Klemensa. To w załączeniu pieczęcią moją zabezpieczam”. Wierzchnia część kamienia nie jest obudowana. Drewniana obudowa jednego ze znalezionych kamieni była już częściowo od spodu uszkodzona. Uszkodzenie tej obudowy pozwoliło z łatwością dostać się do gniazda, w którym umieszczone są relikwie. Były one zawinięte w coś podobnego do papieru, na którym, na wierzchniej stronie, widniał napis: „...Clementis et Felicis”. Papier złożony w kopertę, od spodu posiadał ślady pieczęci biskupa. Aż dziw bierze, że nie wypadło to zawiniątko, bo włożone do specjalnie wydłutowanego dołka w kamieniu było tylko luźno przykryte kwadratową płytką, także kamienną. Pozostawione w kaplicy portatyle, tym samym, do dnia ich odnalezienia zachowywały kaplicę w stanie zdatnym do sprawowania sakramentów świętych.

Długo trzeba by się rozwodzić, dlaczego akurat relikwie tych świętych umieszczono w ołtarzu. Ale w skrócie…
Jeśli chodzi o Klemensa to wytłumaczenie wydaje się stosunkowo proste. Klemens I był trzecim następcą św. Piotra (po Linusie i Klecie), a więc czwartym papieżem. Kierował Kościołem w latach 88-97. Mamy niewiele wiadomości o jego życiu; pochodzą one ponadto z wielu tradycji chrześcijańskich. Jedna z nich podaje, że Klemens poniósł męczeńską śmierć w 97 lub 101 r. Prawdopodobnie został wygnany z Rzymu do Chersonezu Taurydzkiego (dzisiejszy Krym), gdzie w kopalniach wśród ok. 2000 chrześcijan-skazańców głosił naukę Chrystusową, za co został skazany przez cesarza na śmierć i wrzucony do Morza Czarnego z kotwicą u szyi. W 868 r. św. Cyryl w czasie pobytu w tamtych stronach miał odnaleźć relikwie św. Klemensa I i przywieźć je do Rzymu, gdzie zostały przyjęte z najwyższymi honorami przez papieża Hadriana II i złożone w bazylice S. Clemente. Imię św. Klemensa wymieniane jest w Kanonie Rzymskim. Św. Klemens jest patronem narodów słowiańskich, a także dzieci, kamieniarzy, kapeluszników, marynarzy i górników. Świętego wielokrotnie uhonorowano w Kopalni Soli w Wieliczce. W ikonografii przedstawiany jest w papieskim stroju pontyfikalnym. Jego atrybutami są: Baranek Apokalipsy, kotwica, którą uwiązano mu u szyi, księga, mały krzyż, paliusz. (informacje pochodzą ze strony internetowej parafii Zbawiciela Świata w Ostrołęce).


Relikwie świętych w wydłutowanym zagłębieniu, tak zwanym sepulcrum (fot. archiwum własne)

Jeśli natomiast chodzi o św. Feliksa sprawa wydaje się bardziej skomplikowana. Jest kilku męczenników o tym imieniu. Najprawdopodobniej jednak chodzi o brata św. Adukta. Obaj bracia zostali straceni w 287 lub 303 roku w Rzymie w czasach prześladowania chrześcijan pod panowaniem Dioklecjana i Maksymiana. Dla nich mógł być znanym przypadek Barbary córki urzędnika państwowego, poganina o nazwisku Dioskur. Charakterystycznym jest, że w kościele św. Barbary we Wrocławiu (od 1963 sobór) znajdował się ołtarz z 1447 roku przedstawiający św. Barbarę z Nikomedii w asyście świętych: Feliksa i Adaukta. Obecnie znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie.


Ołtarz św. Barbary, część środkowa: św. Barbara, św. Feliks, św. Adaukt.
Po bokach cztery sceny z życia św. Barbary: Upadek bożków, Trzecia tortura, Ucieczka świętej z wieży, Wleczenie świętej na śmierć (fot. pochodzi ze str. internet. Muzeum Narodowego w Warszawie)


Rzeźby Świętej Rodziny odnalezione w kaplicy w Tłukience w 2013 roku (fot. archiwum własne)

Kolejnym znaleziskiem były rzeźby wykonane w mocno już spróchniałym drewnie. Rzeźby te choć stare, kilkakrotnie przemalowywane, uszkodzone tak, że na pierwszy rzut oka „złamanego centa” nie były warte − na swój sposób były piękne. Wydawało się, że mocno spróchniałego drewna, z którego były wykonane nie da się w żaden sposób uratować przed ostatecznym rozpadnięciem. I tak zapewne by się stało, bo pozostawionymi w opustoszałym, wilgotnym wnętrzu nieczynnego kościółka nikt już nie był zainteresowany. Zabrano je wówczas wraz z ławkami, które podobny koniec czekał i przewieziono na plebanię. Wtedy jeszcze nie wiadomo było, co z nimi zrobić w przyszłości. Po jakimś czasie znalazło się rozwiązanie i tego problemu – zostały powierzone Maciejowi Dobrzańskiemu, studentowi ASP w Krakowie, który szukał tematu do swojej pracy dyplomowej. To on postanowił odrestaurować je wykorzystując prekursorskie metody konserwacji drewnianych dzieł sztuki. Jak się okazało pracę wykonał wzorowo. W odnowieniu tych rzeźb finansowo dopomógł Wojewódzki Urząd Konserwatorski. Rzeźby są XVII-wiecznymi dziełami sztuki snycerskiej. Ich autor jest nie znany. Tajemnicą także pozostaje, skąd pochodzą i jak znalazły się w kościółku św. Barbary w Tłukience, bo przecież kościół ten został wybudowany w połowie XIX wieku.

Trudno zinterpretować, co ta kompozycja rzeźb przedstawia. Rzeźba po lewej stronie przedstawia Świętą Rodzinę: Maryja z małym Jezusem a z tyłu św. Józef. I to nie budzi wątpliwości. Kłopot jest z drugą. Naszym skromnym zdaniem rzeźba po prawej stronie przedstawia św. Annę i jej córkę Maryję jako młodą dziewczynkę z barankiem. Baranek w tym przypadku symbolizuje Jezusa skazanego na ukrzyżowanie. Takie zestawienie miałoby uzasadnienie, ale czy o to chodziło artyście?


Zrekonstruowane i odnowione rzeźby z kaplicy w Tłukience (fot. archiwum własne)

Z luźnego wyposażenia ponadto zachowały się: komplet stacji Drogi Krzyżowej, jakiś zabytkowy feretron i inne mniejszej wartości rzeczy.
To tylko niektóre z tajemnic, i to te przynajmniej częściowo rozwikłane. Jakie jeszcze tajemnice kryje ten jeden z ostatnich symboli dawnej górniczej zaszłości? Ile ich jeszcze ta budowla skrywa? Ile nigdy nie zostanie ujawnionych? Któż to wie? Ale… Okazuje się, że im bardziej jest coś tajemnicze, tym większą wzbudza ciekawość, tym skuteczniej przyciąga ludzką uwagę.

Jan Ryszard Chojowski